Poza ogólnie
znanymi szkodami, jakie pociąga za sobą pandemia koronawirusa (zdrowie,
gospodarka itp.), może warto na to spojrzeć nieco z duchowego punktu widzenia.
Pewien pastor zorganizował akcję "#niezmarnujkwarantanny", a inny
stwierdził, że tragedią dla kościoła będzie, jeśli "przesiedzi" ten
czas i kiedy epidemia się zakończy, jakby nigdy nic powróci do dawnego
porządku, nie wyciągając żadnych wniosków.
Rozmyślam
nad tym, co się dzieje i zadaję sobie pytania, co powinienem robić. Ktoś słusznie zauważył, że możemy tylko czekać. Ale czekanie może być bierne lub
czynne. Nie chcę czekać biernie, więc na razie uruchamiam swoje szare komórki i
szukam w Biblii odniesień, które mogą być wskazówkami, co powinienem zrobić/zmienić/zrewidować
w swoim duchowym życiu. I pierwszy na horyzoncie pojawił się obraz z samego
początku:
Pierwsza
Księga Mojżeszowa 2: 1-3
"Tak
zostały ukończone niebo i ziemia oraz cały ich zastęp. I ukończył Bóg w siódmym
dniu dzieło swoje, które uczynił, i odpoczął dnia siódmego od wszelkiego
dzieła, które uczynił. I pobłogosławił Bóg dzień siódmy, i poświęcił go, bo w
nim odpoczął od wszelkiego dzieła swego, którego Bóg dokonał w
stworzeniu".
Bóg stworzył
człowieka szóstego dnia jako ukoronowanie całego stworzenia. Potem nastał dzień
siódmy i Bóg odpoczął, a z Nim odpoczął człowiek. W zasadzie człowiek nie miał
po czym odpoczywać, niemniej jednak pierwszy dzień życia człowieka był dniem
odpoczynku opartym na tym, że Bóg już wszystko stworzył i człowiek w tym
momencie nie ma nic do zrobienia.
Z tego
wynika bardzo ważna duchowa zasada. Zanim Bóg powierzył człowiekowi pracę,
tenże miał odpocząć z Nim. Boży porządek jest inny, niż nasz. My pracujemy, a
potem odpoczywamy. U Boga musimy najpierw odpocząć w Nim, zanim podejmiemy
pracę. Dawno, dawno temu Mirek Kulec powiedział kazanie pt. "Boże dziecko
czy działacz?". Szło mniej więcej o to, że owszem, Boże dziecko będzie
działać, ale "działacz" często zapomina o tym, że dla Boga ma być przede
wszystkim Jego dzieckiem. Można całkowicie w tym działaniu się zatracić. Niby
działasz dla Boga, ale tracisz z Nim kontakt, oddalasz się od Niego.
Co to ma
wspólnego z koronawirusem?
Pewien mój przyjaciel słusznie zauważył, że wielu "działaczy" pozbawionych możliwości
działania odchodzi od zmysłów. Nie wiedzą, co zrobić z rękami, gdzie się
podziać, robią się nerwowi, zaczynają się konflikty w domu. Takie objawy mogą
świadczyć o tym, że nastąpiła przemiana z Bożego dziecka w działacza.
Sytuacja, w
jakiej się znaleźliśmy to wyjątkowa okazja, aby przyjrzeć się sobie – jestem
Bożym dzieckiem czy działaczem? Dodam tu, że „działaczem” nie jest się tylko
wtedy, gdy robi się coś szczególnego. „Działaczy” można zaszeregować do kilku
grup (stopni):
- „Działacz”
pierwszego stopnia chodzi na nabożeństwa w niedziele, a czasami także w tygodniu
- „Działacz” drugiego stopnia dorzuca do tego modlitwę przed posiłkiem i przeczytanie rozdziału Biblii przed snem
- „Działacz” trzeciego stopnia …….. itd.
- „Działacz” drugiego stopnia dorzuca do tego modlitwę przed posiłkiem i przeczytanie rozdziału Biblii przed snem
- „Działacz” trzeciego stopnia …….. itd.
Drabinka
może być wysoka, ale UWAGA, nie jest ważne, na którym szczeblu stoisz – ważne, czy
jesteś „działaczem” czy Bożym dzieckiem.
Jak więc wygladają różnice (tak bardzo
skrótowo)?
Działacz
robi to, co robi, z rutyny/bo tak trzeba/z obowiązku/bo co inni powiedzą/bo sumienie
tak każe/bo go nosi – po prostu MUSI coś robić itp. Dziecko ma inne motywacje.
Pamiętam, gdy moje córki były małe, siadały mi na kolanach i opowiadały o
swoich radościach/problemach/zwyczajnych sprawach. Raczej nie kierowały się
motywami „działacza”. Nigdzie nie przeczytały, że tak trzeba/wypada. Były
blisko mnie, obok i nasze rozmowy były naturalnym skutkiem tej bliskości. I tu
powoli dochodzę do sedna. Czy wszystko to, co robię dla Boga jest skutkiem
bliskości z Nim, czy też wypływa z motywacji „działacza”?
Jeszcze
jedno. „Działacz” może co innego mówi, ale tak naprawdę robi to, co robi ze
względu na ludzi. Potrzebuje ludzkiej akceptacji, uznania. Rani go, kiedy jego
działania nie są docenione. Boże dziecko nie ma takich problemów. Jego
działania wypływają z bliskości z Ojcem i relacją z Nim, a reakcje Ojca są
najważniejsze. Co smuci Ojca, a co sprawia Jemu radość? – oto, o czym myśli
dziecko Boże. I jeśli ktoś wytrąci mu z ręki możliwości działania, to nie
będzie tragedii, bo dla Bożego dziecka „… szczęściem jest być blisko Boga."
(Psalm 73,28)
Zasady „odpoczywania
w Bogu” nauczyłem się dawno temu, lecz przyznam, że ostatnimi czasy troszkę
zapomniałem o niej. Wykorzystując czas kwarantanny (od działań) przypomniałem
ją sobie i poczułem wielkie pragnienie, aby do niej powrócić.
I dodam coś,
co może zabrzmi kontrowersyjnie – uważam, że o wiele łatwiej jest oddać się
działalności niż dbać o bliską, intymną relację z Ojcem. Nie zrozumcie mnie
źle, nie chodzi o to, aby dbać o „jedno lub drugie”, ale o „jedno i drugie”
pamiętając, że odpoczywanie w Bogu powinno być fundamentem wszelkich naszych działań.
Pozdrawiam serdecznie