wtorek, 1 czerwca 2021

Czy narodziłeś się na nowo?


“Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli ktoś się nie narodzi na nowo nie może oglądać Królestwa Bożego” (Jan 3:3).

Narodzenie na nowo to nie to samo, co bycie człowiekiem religijnym. W Ewangelii Jana czytamy o religijnym Nikodemie. Przyjrzyjmy mu się chwilę. Co zrobił Nikodem?

- przyszedł do Jezusa

- był blisko Niego

- uważał Go za kogoś szczególnego

- rozmawiał z Nim o jego nauczaniu

- był bardzo poruszony Jego nauczaniem

- prawdopodobnie nie zostawił tego dla siebie, ale dzielił się z innymi

(Czy to nie zabrzmiało ci znajomo?)

Zupełnie jak tłum, który chętnie gromadził się wokół Jezusa, słuchał Jego nauczania, dobrze czuł się w Jego obecności, odbierał wiele błogosławieństw i był .... daleki od Królestwa Bożego. Ten tak bardzo religijny i zafascynowany Jezusem Nikodem ... nie był zdolny do tego, by wejść do Królestwa Bożego. Jego religijność w niczym tu nie pomogła. Bo sama religijność nie jest w stanie wyjść poza sferę naszej wiedzy, emocji i rutynowego wykonywania pewnych (religijnych) rzeczy. Ktoś może mówić o sobie, że jest narodzony na nowo, a tak naprawdę ma na myśli to, że czegoś (o zbawieniu) się dowiedział, czegoś doświadczył (emocje) i zaczął robić religijne rzeczy (chodzić na nabożeństwa, czytać Biblię, modlić się). "Narodzeni na nowo" (cudzysłów celowy😉) szybko uczą się poprawnej terminologii i używają jej na co dzień. Ale czy Jezus mówiąc o narodzeniu się na nowo miał na myśli tylko to? Zainteresowanie Jego osobą? Chęć posłuchania Jego nauki? Dobre samopoczucie w Jego obecności? Czy chodziło mu o tylko intelektualną decyzję, zaakceptowanie jakiejś doktryny i wypowiedzenie kilku zdań modlitwy? Bo jak inaczej wytłumaczyć ludzi, którzy twierdzą, że narodzili się na nowo, ale w ich życiu nie widać nawet śladu pokuty ani dowodów na to, że ich życie doświadczyło radykalnej zmiany, ba, że jest to całkowicie nowe życie? 

Czym więc jest nowe narodzenie? Jest czymś tak radykalnym, że człowiek nie jest już w stanie żyć tak, jak dawniej. Serce "przewraca się na drugą stronę", w konsekwencji zmienia się sposób myślenia, co z kolei prowadzi do radykalnej zmiany postępowania, wartości i priorytetów. Nie widzisz w sobie tego? Nadal tolerujesz i usprawiedliwiasz grzech? Nadal prowadzenie nowego, uświęconego życia jest dla ciebie mozołem i trudem? Zastanów się, czy aby nie stoisz w jednym szeregu z religijnym Nikodemem?

Nowe narodzenie jest efektem spotkania z Jezusem. Ale nie myśl o sobie zbyt wiele. Spotkanie to nie jest efektem twoich zabiegów czy zasług. Zawsze to On przychodzi, by spotkać się z tobą. Jezus wyszedł na spotkanie Pawła, gdy ten jechał do Damaszku. Paweł nie był skruszony, nie pokutował. Spotkanie z Jezusem nie było efektem jego wiary lub poszukiwań. Odwrotnie, to spotkanie z Jezusem wzbudziło w nim wiarę i pokutę i tak zmieniło jego życie, że wszystko, co dotąd było mu cenne, w tym jego dotychczasowe wyobrażenie o Bogu i religijności uznał (dosłownie) za gnój. 

Kiedy ktoś zapyta cię, czy narodziłeś się na nowo co mu odpowiesz? XX lat temu wypowiedziałem modlitwę i oddałem życie Jezusowi? XX lat temu poprosiłem, by mnie ochrzczono? XX lat temu zacząłem chodzić do ewangelicznego zboru i jestem tam do dziś, bo mi się podoba?

Miałem dwadzieścia lat, nie byłem religijny, nawet nie myślałem o Bogu, nie znałem Biblii, nie chodziłem do kościoła (no, może ze dwa razy w roku i to stojąc na zewnątrz, by móc wypalić papierosa), uważałem się za dobrego człowieka. Ale któregoś dnia, gdy wszedłem do pokoju w mieszkaniu mojej ówczesnej dziewczyny, a dziś żony i byłem sam - On tam na mnie czekał. "Porządnego" człowieka powalił na kolana i sprawił, że ze łzami w oczach, pierwszy raz w życiu szczerze wyznawałem Mu swoje grzechy (owszem, wcześniej bywałem na spowiedziach, ale to był tylko religijny rytuał). Powstałem z kolan jako nowy człowiek i ani wtedy, ani dziś nie mam co do tego wątpliwości. Nadal nie wiedziałem nic o Bogu, nadal nie znałem Biblii, nie pobiegłem od razu do kościoła - te rzeczy przyszły później. Ale nie uważałem się już za porządnego człowieka, bo Jezus bezlitośnie obnażył moje grzechy i wtedy już wiedziałem, że gdyby On mi ich nie przebaczył, to nie byłoby dla mnie ratunku. Taka radykalna zmiana myślenia - przed chwilą On nie był mi do niczego potrzebny, a po chwili nie wyobrażam sobie życia bez Niego. Wiem, że On to (zmianę myślenia) sprawił w swojej łasce, bo sam nie byłbym do tego zdolny. Jeśli nawracasz się do Boga, to jest to Jego dzieło, a kiedy Go odrzucasz, to zawsze jest twoja wina. Stało się coś, co trudno opisać - spotkałem Jego, Jezusa. Spotkałem Go, bo On z niezrozumiałych do dziś dla mnie powodów postanowił wyjść mi, grzesznemu i upadłemu na spotkanie. Nie widziałem Go fizycznymi oczami ani nie usłyszałem jak Paweł Jego głosu. To było trzydzieści pięć lat temu, ale pamiętam, jakby to było wczoraj, nadal całym sobą czuję to, co się wtedy wydarzyło. To był tylko początek. Nie potrafię nawet opisać, jak radykalnie zmieniło się moje życie. 

Jakże często powtarzamy, że zbawieni jesteśmy z łaski, ale w domyśle mamy to, że coś zrobiliśmy - wypowiedzenie modlitwy, podniesienie ręki, przemaszerowanie przez kaplicę do przodu, przyłączenie się do zboru - coś zrobiliśmy, za co Bóg wynagrodził nas zbawieniem. To nie jest Boża Łaska. Boża Łaska sprawia, że to On pociąga cię do siebie, to On wychodzi tobie na spotkanie i nie byłbyś sam w stanie zrobić nic, bo „nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec”. Nie neguję tych wszystkich rzeczy, jeśli są one tylko zewnętrznym wyrazem tego, co wydarzyło się wewnątrz twojej duszy - Bożego wezwania i spotkania z Nim. Pamiętam, jak wkrótce po moim spotkaniu z Jezusem znalazłem się na nabożeństwie. Na wezwanie ewangelisty podniosłem rękę i wyszedłem do modlitwy. Pewnie ewangelista zapisał mnie na swoim koncie😉, ale to nie było dla mnie ważne. Dałem wtedy tylko zewnętrzny wyraz temu, co wydarzyło się wczesniej w małym pokoju, w którym byłem tylko ja i On.

Chcę cię ostrzec, że te "zewnętrzne gesty" mogą być tylko pustą formą, religijnym rytuałem, emocjonalnym uniesieniem. Wtedy będziesz jak Nikodem - zrobiłeś coś, ale nadal jesteś daleki od Królestwa Bożego. Ale tak być nie musi, mogą one być czymś towarzyszącym czemuś wielkiemu, trudnemu do opisania, wręcz trancendentnemu - spotkaniu z żywym Bogiem, Jezusem Chrystusem - spotkaniu, które sprawia, że prawdziwie stajesz się nowym stworzeniem.

Jak mogę sprawdzić, czy naprawdę narodziłem się na nowo? Możesz zrobić tylko jedno. Wyryć w swoim umyśle lub napisać na kartce i przykleić nad łóżkiem słowa psalmu oraz wołać nimi do Boga. Jeśli będziesz to robić szczerym sercem, to już On zrobi resztę:

"Badaj mnie, Boże, i poznaj serce moje. Doświadcz mnie i poznaj myśli moje!

I zobacz, czy nie kroczę drogą zagłady, a prowadź mnie drogą odwieczną!"

(Psalm 139)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcieć znaczy móc.

 Chcieć znaczy móc. "... czyńcie użytek ze swego zbawienia, w poczuciu czci i odpowiedzialności wobec Pana. Bóg to bowiem jest sprawcą ...