wtorek, 1 czerwca 2021

Stare i nowe małżeństwo, czyli coś o mnie i o tobie Siostro/Bracie.


 Stare i nowe małżeństwo, czyli coś o mnie i o tobie Siostro/Bracie.

"Przyjaciele! Dobrze znacie Prawo Mojżesza. Czy nie wiecie więc, że obowiązuje ono człowieka tylko za życia? Dlatego zamężna kobieta, zgodnie z Prawem, związana jest z mężem aż do śmierci. Jeśli jednak jej małżonek umrze, w świetle Prawa przestaje być mężatką. Gdyby za jego życia chciała zmienić męża, dopuściłaby się grzechu niewierności małżeńskiej. Jeśli jednak on umrze, jest wolna i zgodnie z Prawem może powtórnie wyjść za mąż — bez narażania się na grzech niewierności. Wy właśnie, moi przyjaciele, będąc częścią ciała Chrystusa, umarliście dla Prawa, aby żyć dla Tego, który zmartwychwstał, i aby wydawać w życiu duchowe owoce dla Boga."

(Rz 7:1-4, PSZ 2016)

Wyobraźcie sobie takie małżeństwo. On jest mężczyzną moralnie nienagannym, wręcz doskonałym. Problem polega na tym, że o niej trudno powiedzieć to samo. U niego wszystko jest szczegółowo ustalone, zapięte na ostatni guzik. Wymaga on od niej drobiazgowego wypełniania jego oczekiwań. Ciągle czegoś domaga się od swojej żony, a trzeba przyznać, że wymagania te są jak najbardziej uzasadnione. Na domiar złego mąż w żaden sposób nie oferuje swojej żonie pomocy, może ona liczyć wyłącznie na swoje siły i możliwości. Żona jest zupełnie innym typem człowieka, wręcz przeciwieństwem męża. W niej wiele rzeczy jest kwestią przypadku. Chciałaby, ale nie potrafi sprostać jego oczekiwaniom, stara się, ale w żaden sposób nie może się zmienić. Pomimo tego, że bardzo się stara, nigdy nie będzie w stanie zrobić tego w pełni, zawsze będzie coś nie tak. Skutkiem tego wszystkiego jest to, że małżeństwo nigdy nie będzie trwało w harmonii.

Ów mąż to Boże Prawo, a żona to człowiek. Prawo jest doskonałe i stawia przed nami słuszne wymagania. "Ale Prawo samo w sobie pozostało święte, tak jak święte, słuszne i dobre są jego przykazania" (Rzym. 7:12 PSZ), a człowiek w żaden sposób nie jest w stanie im sprostać.

Nagle na horyzoncie pojawia się inny Mężczyzna. On jest tak samo wymagający. Mało tego, On wymaga jeszcze więcej, ale wraz z wymaganiami gotów jest pospieszyć z pomocą w ich wypełnianiu. Jeśli jego żona nie będzie w stanie czegoś wykonać, to On natychmiast pomoże, wytłumaczy, pokaże, wręcz położy swoje dłonie na jej dłoniach i zrobią to razem. Z czasem ona zacznie zauważać, że coś się zmienia, że coraz lepiej sobie radzi. Być może nigdy nie dojdzie do doskonałości, ale zawsze będzie mogła liczyć na Niego. Stwierdzi też, że to co robi, robi już nie po to, by sprostać Jego oczekiwaniom, ale po prostu - z miłości do Niego. Czy widzicie różnicę? Czy żona tego drugiego Mężczyzny może żyć w pokoju i radości wiedząc, że jej Mąż wprawdzie wiele wymaga, ale ona nie musi polegać wyłącznie na swoich umiejętnościach i siłach, bo On zawsze przyjdzie z pomocą, gdy zajdzie taka potrzeba? Cóż za wspaniała harmonia.

Tym drugim Mężczyzną jest Chrystus.

Wróćmy na chwilę do pierwszego małżeństwa. Sytuacja dla żony wydaje się beznadziejna. Ach, gdyby mogła odejść od męża i związać się z tym drugim. Problem polega na tym, że mogłaby tak zrobić tylko wtedy, gdyby jej mąż zmarł. Tymczasem on ma się bardzo dobrze i wygląda na to, że to on ją przeżyje. "Zapewniam was, że prędzej niebo i ziemia przestaną istnieć, niż zmieni się najmniejsza literka w Prawie — zanim wszystko zostanie do końca wypełnione" (Mat. 5:18 PSZ). Paweł używa małżeństwa jako pewnego rodzaju przypowieści, aby zobrazować związek człowieka z Prawem i Chrystusem. Jak to bywa z przypowieściami, nie wolno przekładać ich na życie duchowe literalnie, bo duchowość rządzi się innymi prawami. Aby umożliwić człowiekowi wejście "w nowy związek" z Chrystusem Bóg robi coś, co "w ciele" jest niemożliwe. Skoro mąż (Prawo) żyje i żyć będzie, Bóg "uśmierca" żonę (człowieka), a na skutek tego związek zostaje zerwany. Potem "żona" (człowiek) rodzi się powtórnie, jest nowym stworzeniem i może poślubić tego drugiego (Chrystusa). Trochę karkołomnie to brzmi, ale właśnie to robi z nami Bóg i o tym pisze Paweł. Od tej chwili narodzony na nowo człowiek jest związany z Chrystusem.

Przeanalizujmy jeszcze krótko werset czwarty, bo on jest kluczem:

"Wy właśnie, moi przyjaciele, będąc częścią ciała Chrystusa, umarliście dla Prawa, aby żyć dla Tego, który zmartwychwstał, i aby wydawać w życiu duchowe owoce dla Boga" (Rzym. 7:4 PSZ)

Czytamy tu o dwóch ważnych rzeczach. Po pierwsze - w Chrystusie umarliśmy dla Prawa. Znaczy to, że jesteśmy uwolnieni od jego "przekleństwa", które polegało na tym, że Prawo nieustannie będzie nas osądzać, a my nigdy nie wypełnimy go w pełni, nigdy nie będziemy mogli na nim polegać ani budować swojej pozycji przed Bogiem w oparciu o nie. Uwaga! Tu możnaby wysunąć błędny wniosek, że jeśli umarłem dla Prawa i nie podlegam jego wymaganiom, to mogę je ignorować. Już współcześni Pawłowi wysunęli naukę, że jeśli zbawieni jesteśmy z łaski, to możemy grzeszyć, a łaska przez to będzie jeszcze bardziej obfitować. Przenigdy! - odpowiada Paweł. Dlatego - po drugie - w drugiej części wersetu czwartego czytamy: ".....aby wydawać w życiu duchowe owoce dla Boga". "Nowe małżeństwo" z Chrystusem nie prowadzi więc do życia bylejakiego, bezmyślnego, akceptującego i usprawiedliwiającego grzech, a wręcz przeciwnie - skutkiem bycia w tym związku jest wydawanie obfitych owoców dla Boga.

 "Bóg, w swojej mocy, dał nam wszystko, czego potrzebujemy do pobożnego życia. Pozwolił nam bowiem poznać Tego (poznać - znaczy wejść w bliską, intymną relację - zwrot używany właśnie w odniesieniu do małżonków), który powołał nas do życia w swojej chwale i doskonałości" (2 Piotra 1:3 PSZ).

"Boże, dziękuję Ci za to, co uczyniłeś dla mnie w Chrystusie. Umierając z Nim, umarłem też dla Prawa i zostałem uwolniony od związku, który nie miał dla mnie żadnej przyszłości - przynosił mi tylko wstyd i potępienie. Dziękuję ci Ojcze za nowe życie w Chrystusie, za życie związane z Tym, który wiele wymaga i oczekuje, ale też nieustannie wspiera i pomaga wyposażając we wszystko, co jest mi potrzebne do tego, by przynosić owoce dla Boga. Amen."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcieć znaczy móc.

 Chcieć znaczy móc. "... czyńcie użytek ze swego zbawienia, w poczuciu czci i odpowiedzialności wobec Pana. Bóg to bowiem jest sprawcą ...